„Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP”.

Kłamstwo katyńskie było „kłamstwem założycielskim” Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (mam na myśli cały okres 1944 – 1989, choć tę nazwę wprowadzono dopiero w stalinowskiej konstytucji z 1952 roku). Władze robiły wszystko, by prawda o sowieckiej odpowiedzialności za Katyń nie przebiła się do powszechnej świadomości Polaków. Na niepokornych spadały represje.

 

Biorąc pod uwagę liczoną w milionach skalę ofiar sowieckiego komunizmu, liczba 21 857 zabitych na mocy decyzji z 5 marca 1940 roku nie jest nazbyt wygórowana. Jednak z kilku powodów słowo „Katyń” stało się symbolem. Miał na to wpływ charakter zbrodni popełnionej na jeńcach, w powszechnej opinii chronionych konwencjami międzynarodowymi. Wielu zamordowanych było oficerami rezerwy i należało do warstwy inteligenckiej, a w kraju mającym w 1938 roku zaledwie 1,2 proc. osób z wyższym wykształceniem taka strata była szczególnie odczuwalna. Ponadto Niemcy mocno nagłośnili odnalezienie w Katyniu masowych grobów polskich oficerów przetrzymywanych wcześniej w obozie kozielskim. Nie było natomiast wiadomo, gdzie znajdują się więźniowie Starobielska i Ostaszkowa, co rodziło spekulacje i dawało nadzieję. Dlatego dla większości Polaków Katyń stał się pars pro toto sowieckiego ludobójstwa w ogóle.

Istotnym elementem legitymizacji systemu PRL była uzasadniana ideologicznie i państwowo konieczność sojuszu ze Związkiem Sowieckim. O ile marksizm jako ideologiczna legitymizacja zawsze był u nas słaby, o tyle ów sojusz często uzasadniano przez odwołanie się do kategorii znacznie bardziej nośnych – interesu narodowego i racji stanu. W propagandowej narracji Związek Sowiecki kierował się wobec Polski jak najlepszymi intencjami. Zbrodnia katyńska, obrazująca prawdziwe oblicze Moskwy, demistyfikowała ideologię i sprowadzała stosunki PRL – ZSRR do właściwego wymiaru – podbitego wasala wobec suwerena, a elitę rządzącą w PRL – do roli personelu reprezentującego interesy suwerena. Być może dlatego kłamstwa katyńskiego bronili komuniści prawie do końca, także wtedy, gdy zrezygnowali już z wielu innych.

 

LATA 1944 – 1956: PRZYMUS WIARY W WERSJĘ SOWIECKĄ

 

Władze sowieckie konsekwentnie aż do 1990 roku nie przyznawały się do zbrodni i obarczały winą Niemców. Tę wersję rozpowszechniały także na zewnątrz i narzucały ją w Polsce za pośrednictwem władz PRL. Kłamstwo katyńskie było rozpowszechniane zarówno przez cenzurowaną i sterowaną prasę w PRL, jak i przez wydawnictwa sowieckie w języku polskim. Już w 1944 roku wydano raport sowieckiej komisji Burdenki, która została skierowana do Katynia, aby uprawdopodobnić wersję Kremla.

Oprócz propagandy na straży kłamstwa stały cenzura, Urząd Bezpieczeństwa i polityka karna komunistycznego państwa wraz z jego dyspozycyjnymi sędziami i prokuraturą. Pochodzące z tej epoki słowa jednego z funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości: My, sędziowie nie od Boga. Trzeba skazać, to skażemy, obrazują logikę ich działania także w tej sprawie.

Osoby kwestionujące niemieckie sprawstwo mordu najczęściej skazywano z art. 22 dekretu z 13 czerwca 1946 roku (tzw. małego kodeksu karnego): kto rozpowszechnia fałszywe wiadomości mogące wyrządzić istotną szkodę interesom Państwa Polskiego bądź obniżyć powagę jego naczelnych organów, podlega karze więzienia do lat 5 lub aresztu. A zatem była podstawa prawna, aby skazać na więzienie kogoś, kto w prywatnej rozmowie z sąsiadami podzielił się wątpliwością co do wersji sowieckiej, a wśród tych sąsiadów był kapuś, który napisał donos. Zdarzało się, że w takiej sprawie orzekała też Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Spekulacją (mogąca osadzić oskarżonego w obozie pracy), której wyroki były niezależne od wyroku sądu.

Źródłem prawdziwych informacji o Katyniu i wielu innych sprawach były dla Polaków mieszkających w kraju rozgłośnie zachodnie (poza Radiem Wolna Europa i polską audycją BBC także popularne w latach pięćdziesiątych Radio Madryt), a także przekaz rodzinny. Częstokroć jednak rodziny ofiar zbrodni katyńskiej wobec ogólnej atmosfery terroru w okresie stalinowskim i szykan, z jakimi się spotykały, zachowywały daleko posuniętą ostrożność w przekazywaniu informacji, zwłaszcza dzieciom, które mogły się wygadać w niewłaściwym towarzystwie. Zdarzało się też w tamtych latach niszczenie pamiątek, np. korespondencji z obozów NKWD, przez same rodziny w obawie, by nie były materiałem obciążającym, albo zabranych przez UB przy okazji rewizji.

 

LATA 1956 – 1980: KŁAMSTWO W CISZY

 

Znana anegdota o wypowiedzi Władysława Gomułki, zapytanego w 1956 roku w jednej ze szkół oficerskich o sprawców zbrodni katyńskiej, oddaje zmianę nastawienia rządzącej PZPR. Gomułka odparł, że według jednej wersji winni są Niemcy, według innej Sowieci, ale on ma własną wersję: taką, że mówienie o tej sprawie jest sprzeczne z polską racją stanu. Nawet jeżeli to plotka, to dobrze pokazuje, że o ile wcześniej głośno broniono wersji sowieckiej, o tyle po przełomie polskiego Październikaʼ’56 władzom zależało na wyciszeniu kwestii Katynia. Dążono do jej zapomnienia, a nie utrwalenia – także w kłamliwej wersji.

W ślad za tym szła polityka karna: jeżeli nadal zapadały wyroki za głoszenie prawdy, to najczęściej były orzekane w zawieszeniu. Zdarzały się też warunkowe umorzenia z uwagi na znikomą szkodliwość społeczną, często przy obciążeniu obwinionego kosztami sądowymi. To również miało służyć wyciszeniu sprawy – surowe wyroki budziłyby emocje i mogły się stać głośne.

Z osobami publicznie (np. w rozmowach z kolegami z pracy) kwestionującymi oficjalną wersję Służba Bezpieczeństwa przeprowadzała tzw. rozmowy ostrzegawcze – mające (pokazując rzekomą wszechwiedzę SB) przestraszyć i zniechęcić do takich zachowań.

Wobec ludzi i środowisk publicznie kultywujących pamięć stosowano też rozmaite środki nieformalne. Dobrze obrazują to dzieje tzw. Dolinki Katyńskiej, miejsca obok pomnika AK „Gloria Victis” na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach. Od końca lat pięćdziesiątych palono tam znicze w intencji uczczenia ofiar zbrodni katyńskiej. Działo się to bez rozgłosu aż do listopada 1978 roku, gdy pani Janina Dawidowska-Borowa przyniosła tam wizerunek Matki Boskiej Kozielskiej wraz z biało-czerwonymi chorągiewkami. Dekoracja ta, później uzupełniana, przyciągnęła tłumy zainteresowanych, co skłoniło autorkę pomysłu do regularnego jej powtarzania. Od tej pory podobne dekoracje ustawiano tam w kwietniu, 1 sierpnia (w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego), 1 i 17 września (dla upamiętnienia agresji niemieckiej i sowieckiej w 1939 roku) oraz 1 listopada. Usiłowali w tym przeszkadzać funkcjonariusze SB. Kradli znicze i krzyże oraz legitymowali i zatrzymywali przy bramach cmentarnych osoby podejrzane o chęć upamiętnienia zbrodni katyńskiej. Dlatego organizatorzy przerzucali dekoracje przez ogrodzenie cmentarza i przedostawali się na jego teren nieużywaną furtką. Kiedy 13 kwietnia 1979 roku grupa członków Konfederacji Polski Niepodległej z Leszkiem Moczulskim na czele postawiła tam kosz kwiatów z biało-czerwoną szarfą, została ona podpalona przez esbeków po ich odejściu. Podobne działania w tym miejscu trwały do końca PRL. Nieformalne i znacznie mniej znane miejsce pamięci poświęcone ofiarom zbrodni katyńskiej pojawiło się też na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie.

Czasem osobom upominającym się o prawdę władze PRL przypisywały chorobę psychiczną. Tak było w przypadku byłego żołnierza AK Walentego Badylaka, który w proteście przeciw kłamstwu katyńskiemu, demoralizacji młodzieży i niszczeniu rzemiosła dokonał samospalenia na Rynku Głównym w Krakowie 21 marca 1980 roku, tuż przed wyborami do Sejmu PRL. Polska Agencja Prasowa podała wówczas nieprawdziwą informację o jego chorobie.

 

OPOZYCJA PRZEDSIERPNIOWA – OŻYWIONA PAMIĘĆ

 

Rozwój jawnych i trwałych struktur opozycyjnych od 1976 roku (KOR, ROPCiO, KPN, WZZ) stanowi kolejny etap walki z komunistycznym kłamstwem. Wraz z nimi rozwinął się niezależny ruch wydawniczy (tzw. drugi obieg albo druki bezdebitowe, nieposiadające zgody cenzury PRL na druk). Tematyka martyrologii Polaków na Wschodzie, w tym sprawa katyńska, znalazła w nim znaczące miejsce.

Katyń, broszura wydana w 1977 roku przez pod­ziemne Wydawnictwo Polskie, sygnowana pseudonimami J. Abramski i R. Żywiecki (to pierwsze i ostatnie nazwiska z Listy katyńskiej opracowanej przez Adama Moszyńskiego – z części dotyczącej obozu w Kozielsku), miała następnie pięć wydań podziemnych i jedno emigracyjne (Sztokholm 1979). Chyba najbardziej znanym opracowaniem tego zagadnienia powstałym w Polsce poza cenzurą jest broszura Jerzego Łojka (Leopolda Jerzewskiego) Dzieje sprawy Katynia, wydana przez „Głos” w 1980 roku. Do 1989 roku ukazało się pięć wydań podziemnych, w 1989 jeszcze jedno – już legalne, a także edycja emigracyjna w Nowym Jorku i anglojęzyczna. Tematyka katyńska pojawiała się też na podziemnych pocztówkach i znaczkach pocztowych.

Wykrystalizowały się środowiska zajmujące się upamiętnieniem Katynia i jego ofiar. W 1978 roku w Krakowie powołano Instytut Katyński (jego głównymi działaczami byli Andrzej Kostrzewski, Adam Macedoński, Stanisław Tor), który rozpoczął wydawanie „Biuletynu Katyńskiego”. W 1979 roku działacze komitetu zdecydowali się ujawnić Adama Macedońskiego jako oficjalnego przedstawiciela, co spowodowało represje SB, które jednak nie powstrzymały działania instytutu. W Warszawie w 1979 roku z inicjatywy ks. Wacława Karłowicza i Stefana Melaka (który został przewodniczącym) powstał Komitet Katyński.

 

LATA 1980 – 1989: KŁAMSTWO KATYŃSKIE W WARUNKACH BUNTU

 

Sierpień 1980 roku oznaczał przełom także dla utrwalenia pamięci o martyrologii polskiej w ZSRR, której Katyń był symbolem. Legalizacja NSZZ „Solidarność” (a później także NSZZ Rolników Indywidualnych oraz Niezależnego Zrzeszenia Studentów) zapewniła możliwość druku wydawnictw związkowych – oprócz oficjalnie kolportowanego, a zatem cenzurowanego, „Tygodnika Solidarność” wydawano także liczne druki „do użytku wewnętrznego”, niepodlegające cenzurze. Istnienie struktur związkowych ułatwiało kolportaż, a atmosfera wolnościowego karnawału, jak określano 16 miesięcy jawnego działania „Solidarności” (do 13 grudnia 1981 roku), sprzyjała obniżeniu bariery strachu, jaki zawsze w systemie totalitarnym towarzyszy człowiekowi przy zetknięciu się z przejawami opozycji, nawet w postaci ulotki.

Z inicjatywy Komitetu Katyńskiego 31 lipca 1981 roku w Dolince Katyńskiej ustawiono pierwszy w Polsce pomnik upamiętniający ofiary zbrodni – Krzyż Katyński. Wykonany potajemnie w garażu Arkadiusza Melaka, brata i współpracownika Stefana Melaka, został wwieziony na teren cmentarza… śmieciarką. Już następnej nocy zniknął, zabrany przez „nieznanych sprawców”, czyli Służbę Bezpieczeństwa. W lipcu 1989 roku podrzucono go nocą na Powązki Wojskowe, a ponownie postawiono w Dolince Katyńskiej w 1995 roku.

Stan wojenny oznaczał ponowne zepchnięcie takich inicjatyw do podziemia, nie oznaczał jednak ich zaniku. Mimo że dość sprawne złamanie otwartego oporu w grudniu 1981 roku było sukcesem reżimu gen. Jaruzelskiego, to rozwój struktur podziemnych na skalę niespotykaną w żadnym innym kraju bloku sowieckiego stwarzał stan ciągłego, choć uśpionego, buntu.

Tematyka martyrologii Polaków na Wschodzie była regularnie poruszana w prasie i wydawnictwach pod­ziemnych, a także zagranicznych rozgłośniach nadających po polsku. Wiarygodność propagandy władz osłabła. Można przypuszczać, że w oficjalną wersję niemieckiego sprawstwa zbrodni katyńskiej nie wierzyli nawet funkcjonariusze MO i SB, broniący jej z czystego cynizmu.

Pomiędzy cenzurowanym życiem oficjalnym a pod­ziemiem politycznym rozpościerała się w tym czasie „szara strefa” niezależnych, ale jawnych inicjatyw kulturalnych, korzystających z protekcji parafii albo kół naukowych na uniwersytetach. Władza mająca problem z rozbiciem struktur podziemia ingerowała w te działania znacznie słabiej, na ogół zadowalając się ich ograniczeniem do terenu kościelnego lub akademickiego i ewentualnie kontrolą agenturalną.

Działający nadal po stanie wojennym Komitet Katyński organizował wykłady popularyzujące tę problematykę właśnie w salach kościelnych.

W 1984 roku ks. Stefan Niedzielak, wówczas proboszcz parafii św. Karola Boromeusza na Powązkach, stworzył przy zewnętrznej ścianie swojego kościoła miejsce pamięci pomordowanych na Wschodzie, z krzyżem ufundowanym przez działacza opozycji niepodległościowej Wojciecha Ziembińskiego. Na ścianie rodziny pomordowanych fundowały tabliczki pamiątkowe – z czasem miejsce to przekształciło się w Sanktuarium Poległym i Pomordowanym na Wschodzie. Ze względów politycznych władze nie reagowały wprost, ale SB zastosowała wobec proboszcza działania nieformalne (pogróżki, pobicie przez „nieznanych sprawców”, rozsiewanie plotek z pomocą agentury). Nie zdołano go jednak zastraszyć i kiedy w październiku 1988 roku odbyło się pierwsze spotkanie Warszawskiej Rodziny Katyńskiej, użyczył swojej plebanii na ten cel.

 

PRZEŁOM 1989 ROKU

 

Nocą z 20 na 21 stycznia 1989 roku ks. Niedzielak został zamordowany, a jego śmierć – do dziś niewyjaśniona – jest także interpretowana jako zemsta komunistów (być może jakiejś ich frakcji lub Sowietów) za aktywność na polu katyńskim. Jeżeli tak było, to było to już ostatnie zdarzenie tego rodzaju.

Przełom polityczny 1989 roku był przełomem także dla pamięci o Katyniu w Polsce. Rządząca PZPR zdecydowała się na zdjęcie kontroli cenzury w tej sprawie, prawdopodobnie rozumiejąc, że wobec planowanych ustępstw dalsza obrona kłamstwa będzie politycznie bezcelowa. W styczniu 1989 roku na łamach koncesjonowanego, wydawanego przez Stowarzyszenie PAX, tygodnika katolickiego „Zorza” Jędrzej Tucholski ogłosił fragment listy pomordowanych z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku oraz apel do rodzin ofiar o nadsyłanie informacji, uzupełnień i sprostowań. Apel ten rozesłał do ok. 40 redakcji prasowych, z których większość go przedrukowała. Upowszechniły go również Polskie Radio oraz TVP. W ślad za tym tekstem pojawiło się, zwłaszcza w koncesjonowanej prasie katolickiej („Kierunki”, „Ład”), sporo materiałów dotyczacych różnych aspektów sprawy katyńskiej. W czerwcu 1989 roku ukazała się wydana przez Książkę i Wiedzę praca Czesława Madajczyka Dramat katyński, w której po raz pierwszy w oficjalnej historiografii PRL wykorzystano niektóre dokumenty z archiwów niemieckich.

Jeżeli 4 czerwca 1989 roku, gdy odbyły się tzw. kontraktowe wybory do Sejmu i Senatu, jest symbolicznym końcem PRL, to kłamstwo katyńskie zaczęło ustępować jeszcze przed tą datą.

 

Tomasz Szczepański, historyk, pisarz, publicysta, pracuje w Muzeum Katyńskim, oddziale Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

 

« Powrót

Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2022”

Projekt finansowany z budżetu państwa w ramach konkursu Ministra Spraw Zagranicznych RP "Dyplomacja publiczna 2022"

Dofinansowanie 100 000 zł

Całkowity koszt 100 000 zł