„Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP”.

Józef Stalin nienawidził Polski i Polaków ze względów ideologicznych i osobistych. Nie zapomniał im zatrzymania pochodu bolszewików w 1920 roku i uważał za nieustanne zagrożenie dla ZSRR. W kontekście przegranej wojny likwidację oficerów należałoby potraktować jako jego osobistą wendetę; możliwe też, że była to część planu eliminacji polskiej elity intelektualnej, co w perspektywie miało ułatwić mu zwasalizowanie Polski. Z dużym prawdopodobieństwem (jeśli nie z pewnością) można przyjąć, że zbrodnia katyńska została dokonana z powodów ideologicznych i narodowościowych. Jeśli przyjąć tę drugą klasyfikację oznaczałoby to, że należy ją  uznać za ludobójstwo.

 

Decyzję o rozstrzelaniu oficerów podjęli 5 marca 1939 roku Stalin i Beria. Ich sumienia miał uspokajać raport szefa NKWD: wszyscy oni [polscy jeńcy wojenni – przyp. aut.] są zatwardziałymi, nie rokującymi poprawy wrogami władzy radzieckiej. [...] Próbują kontynuować działalność kontrrewolucyjną, prowadzą agitację antyradziecką. Każdy z nich oczekuje oswobodzenia, by uzyskać możliwość aktywnego włączenia się w walkę przeciwko władzy radzieckiej. Organy NKWD w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi wykryły szereg kontrrewolucyjnych organizacji powstańczych. We wszystkich [...] rolę kierowniczą odgrywali byli oficerowie byłej armii polskiej, byli policjanci i żandarmi. Beria zaproponował też, aby sprawy 14 700 osób z trzech obozów jenieckich oraz 11 tys. osadzonych w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi rozpatrzyć w trybie specjalnym z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelania. Ów „tryb specjalny” miał polegać na tym, że decyzję o wymordowaniu całego „kontyngentu”, zamiast Kolegium Specjalnego, miała podjąć „trójka”: Wsiewołod Mierkułow, Bachczo Kobułow i Leonid Basztakow. Rzecz jasna obecności aresztowanych i przedstawienia im aktu oskarżenia nie przewidywano. Początkowo miał w niej zasiadać Beria, jednak w ostatniej chwili jego nazwisko zostało ręcznie wykreślone i zamiast niego dopisano Kobułowa. Niezrozumiała pokrętność – trudno przypuszczać, aby usunięcie nazwiska szefa NKWD wynikało z innych powodów niż czysto praktyczne. Członkowie „trójki” byli wysokimi funkcjonariuszami resortu spraw wewnętrznych i bliskimi współpracownikami Berii – być może ich szef miał ważniejsze sprawy na głowie. Pod pismem, które przesądzało los polskich jeńców, podpisali się w kolejności: Stalin, Woroszyłow, Mołotow, Mikojan, a na marginesie w zastępstwie Kalinina i Kaganowicza parafę złożył sekretarz.

Trzy dni wcześniej kierownictwo ZSRR podjęło decyzję o przesiedleniu rodzin 22 tys. więźniów z zakładów Zachodniej Ukrainy i Białorusi oraz jeńców z trzech obozów specjalnych. Była to druga z zaplanowanych deportacji. Pierwsza miała miejsce 10 lutego 1940 roku: z zachodniej Ukrainy i Białorusi do 21 obwodów i krajów (m.in. do obwodu archangielskiego, wołogodzkiego, irkuckiego, omskiego oraz autonomicznej republiki Komi i Kraju Krasnojarskiego) wysiedlono wtedy prawie 140 tys. osób. W czasie transportu i pierwszych dniach na miejscu osiedlenia z powodu mrozu, braku mieszkania i pożywienia zmarło ok. 4 tys.

 

Zagłada 

 

Na przełomie marca i kwietnia 1940 roku w obozie starobielskim znajdowało się 3895 jeńców wojennych, w kozielskim 4599, a w ostaszkowskim 6364. Więźniów z wymienionych obozów partiami – w miarę parafowania przez trójkę „zleceń” (nariadow), które były równoznaczne z rozstrzelaniem – transportowano do miejsc kaźni. Tych z Kozielska transportowano w specjalnych wagonach kolejowych izolatkach (wagonzakach) do podsmoleńskiej stacji kolejowej w Gniezdowie, skąd specjalnymi furgonetkami izolatkami (awtozakami) dostarczano ich na teren daczy NKWD w Lesie
Katyńskim. Większości krępowano ręce i zabijano strzałem poniżej potylicy przy uprzednio wykopanych dołach. Nielicznych likwidowano w budynku daczy (część jeńców z obozu kozielskiego zamordowano w więzieniu wewnętrznym UNKWD obwodu smoleńskiego). Podobnie było w wypadku jeńców ze Starobielska i Ostaszkowa. Pierwszych transportem kolejowym dostarczano do Charkowa, a potem awtozakami do tamtejszego więzienia wewnętrznego UNKWD, gdzie ich mordowano. Zwłoki grzebano w odległości 1,5 km od wsi Piatichatki, w pobliżu dacz UNKWD. Ofiary z Ostaszkowa transportowano koleją do Kalinina i dalej ciężarówkami do gmachu NKWD. Tam mordowano ich wypróbowaną metodą, a ciała zakopywano w zawczasu przygotowanych dołach koło wsi Miednoje.

W operacji wymordowania polskich jeńców wojennych uczestniczyli zarówno przysłani z Moskwy funkcjonariusze aparatu centralnego NKWD, jak i pracownicy bezpieki Ukraińskiej i Białoruskiej SSR, okręgowych oddziałów NKWD (smoleńskiego, charkowskiego i kalinińskiego) oraz jednostek konwojowych i wojskowych NKWD. Rolę oprawców pełniły specjalne oddziały egzekucyjne NKWD, wspomagane przez pracowników miejscowych więzień wewnętrznych resortu spraw wewnętrznych (w Kalininie oddział morderców i asystujących im np. przy krępowaniu jeńca liczył 30 osób, w Charkowie i Katyniu po 23). W egzekucjach wykorzystywano pistolety niemieckie Walther z amunicją kalibru 7,65 mm. Ok. 25 proc. oficerów miało ręce związane z tyłu podwójną pętlą z drutu lub sznura, a w jednej z mogił katyńskich natrafiono na zwłoki, które na głowach miały nałożone szynele owinięte przy szyi sznurem połączonym z pętlą krępującą ręce.

 

Wyjeżdżacie tam, dokąd i ja bardzo chciałbym pojechać

 

Z trzech wymienionych obozów rozstrzelano 97 proc. oficerów, policjantów i innych więźniów. Przy życiu pozostawiono 395 więźniów: wszyscy z wyjątkiem dwóch znaleźli się w Juchnowie. Był wśród nich jeden generał – Jerzy Wołkowicki, były oficer carskiej marynarki wojennej, który w bitwie pod Cuszimą w czasie wojny rosyjsko-japońskiej odznaczył się wyjątkowym męstwem. Stał się sławny dzięki książce Cuszima Aleksieja Nowikowa-Priboja, która była wielokrotnie wznawiana w Związku Radzieckim: na pytanie przesłuchującego go enkawudzisty, czy jest krewnym słynnego miczmana Wołkowickiego, miał odpowiedzieć: To ja!

Tych jeńców najpewniej wyselekcjonował 5. Wydział Zarządu Głównego BP NKWD ZSRR (wywiad) jako przydatnych do wykorzystania ze względu na ich chęć do współpracy lub posiadanie cennych informacji. 47 osób ocaliło życie dzięki wpływowym znajomym lub krewnym, którzy interweniowali w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Trzeciej Rzeszy, a te za pośrednictwem swojego przedstawiciela w Moskwie zdołało wymóc na Sowietach przeniesienie ich do obozu juchnowskiego. Przykładem mogą być ziemianin Włodzimierz Piątkowski i hrabia Józef Czapski, w którego sprawie interweniował hrabia Ferdinand du Chastel. Jedynym oficerem przeznaczonym do rozstrzelania, który uniknął śmierci, był profesor Uniwersytetu Wileńskiego Stanisław Swianiewicz, znawca gospodarki Niemiec i ZSRR, którego pod koniec kwietnia dostarczono na stację w Griazowcu. W ostatniej chwili został wyłączony z transportu ciężarówek do lasu katyńskiego i odprowadzony do pustego wagonu.

Jeńcy byli przekonani, że zostaną odesłani do krajów neutralnych. Sowieci utwierdzali ich w tym, umiejętnie dozując plotki. Komendant obozu starobielskiego żegnał kolejne partie odjeżdżających: Wyjeżdżacie tam dokąd i ja bardzo chciałbym pojechać. Czekali na swoją kolej z niecierpliwością, mało tego, wielu prosiło o przyspieszenie ich wysłania. Informacje o prawdziwym celu transportów mieli dostarczyć pierwsi wyjeżdżający, którzy przy opuszczaniu obozu wyrzucali w pudełkach po zapałkach zapiski, a w wagonach pozostawiali napisy wskazujące na stację końcową. 7 kwietnia w pustych wagonach powracających ze Smoleńska ktoś
pozostawił napis w języku polskim „Druga partia – Smoleńsk,
6 IV – 1940”. Konwojenci szybko wykryli te próby przesyłania wiadomości i skrupulatnie przeglądali izolatki. Jeńcy w czasie transportów do końca prowadzili zapiski, które później odnajdywano przy ich zwłokach.

 

Nagroda za zbrodnię

 

Przygotowania i przeprowadzanie operacji wymordowania polskich jeńców wojennych z obozów specjalnych i więzień zachodnich obwodów Białorusu i Ukrainy trwało prawie trzy miesiące – od 5 marca do końca czerwca 1940 roku („rozładowanie” trzech obozów specjalnych trwało od 3 kwietnia do 16 maja). Według ustaleń historyków Sowieci wiosną 1940 roku zamordowali 22 079 lub 23 109 obywateli Drugiej Rzeczpospolitej, w tym 14 463 jeńców wojskowych, policjantów i funkcjonariuszy KOP z trzech obozów specjalnych i, według różnych danych, od 7616 do 8646 więźniów z terenów zachodniej Białorusi i Ukrainy (egzekucji dokonano w więzieniach w Kijowie i Mińsku), wśród których było ok. 1 tys.
polskich oficerów.

Po zakończeniu akcji Beria przyznał specjalnym rozkazem
z 26 października 1940 roku („za skuteczne wypełnienie zadań specjalnych”) nagrody wysokości miesięcznego uposażenia 125 pracownikom resortu, którzy wzięli w niej bezpośredni udział. Druga strona tego enkawudzistowskiego medalu była zgoła przerażająca: z raportów, które na bieżąco spływały do Moskwy wynika, że kaci podczas „operacji rozładowania” trzech obozów specjalnych tracili człowieczeństwo – po każdej egzekucji łagodzili stres ogromnymi ilościami spirutusu, a kilku z nich popełniło samobójstwo.

„Rozładowanie” obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie nie było końcem gehenny polskich jeńców wojennych. Niebawem do obozów zwieziono nowe kontyngenty: byli to m.in. oficerowie i żołnierze Wojska Polskiego, którzy zostali internowani we wrześniu 1939 roku na Litwie i Łotwie (oba państwa ZSRR anektował w czerwcu 1940 roku). W sumie było to ponad 6 tys. żołnierzy i oficerów.

 

Zaginieni bez wieści

 

Rodziny pomordowanych jeńców nawet nie przypuszczały, że Sowieci mogliby być zdolni do tak potwornej zbrodni. Ich listy kierowane do obozów nadchodziły z niemieckiej strefy okupacyjnej, Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy, a nawet z dalekiego Kazachstanu, gdzie na początku 1940 roku przesiedlono kilkadziesiąt tysięcy Polaków z ziem zajętych przez ZSRR. Korespondencja urwała się wiosną 1940 roku. W akcie desperacji najbliżsi krewni kierowali rozpaczliwe i uniżone listy do administracji poszczególnych obozów i wyższych instancji, a nawet samego Stalina. Oto przykłady: Paulina Singer, która w kwietniu 1943 roku została wywieziona ze Lwowa do Kokpiekt w obwodzie semipałatyńskim w Kazachstanie, prosiła komisarza ludowego obrony ZSRR Siemiona Timoszenkę o pomoc w ustaleniu miejsca przebywania swojego męża Ludwika, lekarza wojskowego, podporucznika Korpusu Oficerów Sanitarnych Wojska Polskiego: Drogi Towarzyszu Timoszenko! Mąż mój Singer Ludwik, s. Emanuela pracował jako lekarz we Lwowie. 6 września była władza polska zabrała go do armii. 20 września Armia Czerwona wzięła go do niewoli, skąd prowadził ze mną korespondencję ze wsi Kozielsk, w obwodzie smoleńskim, skrzynka pocztowa 12, ostatni list otrzymałam 16 marca we Lwowie. Ja, Singer Paulina, c. Eliasza pracowałam w banku jako księgowa od 1922 r., a 13 kwietnia przyszło do mnie NKWD i przesiedliło mnie do Kokcekty w obwodzie semipałatyńskim, gdzie mieszkam w chwili obecnej. Proszę Was, Drogi Towarzyszu Timoszenko, pozwolić mi dowiedzieć się o adres mojego męża, jeśli to możliwe, abym miała z nim kontakt listowy (dowiedzieć się o adres mojego męża). Czekam na Waszą Przychylną Odpowiedź. Wasz sługa Singer Paulina. Ona, podobnie jak tysiące jej podobnych, niepokojących się o los ojców, synów, braci, nie doczekało się odpowiedzi.

Choć do polskich władz na emigracji docierały sygnały o deportacjach ludności cywilnej i zaginięciu jeńców z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku nie wiele mogły zrobić. Po zerwaniu stosunków dyplomatycznych we wrześniu 1939 roku rząd polski nie utrzymywał kontaktów z reżimem sowieckim.

Sytuacja zmieniła się dopiero po napaści Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 roku. 30 lipca w Londynie premier i wódz naczelny Władysław Sikorski oraz ambasador ZSRR w Wielkiej Brytanii Iwan Majski podpisali traktat o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych i współpracy w walce z Trzecią Rzeszą. Na terytorium ZSRR miała zostać utworzona polska armia, w sprawach operacyjnych podlegająca dowództwu sowieckiemu. W protokole dodatkowym stwierdzono, że z chwilą przywrócenia stosunków dyplomatycznych rząd sowiecki udzieli amnestii wszystkim obywatelom polskim – zarówno jeńcom wojennym jak i cywilom – którzy są więzieni na terenie ZSRR. 12 sierpnia Sowieci ogłosili amnestię, a dwa dni później gen. Zygmunt Bohusz-Szyszko i gen. Aleksander Wasilewski podpisali umowę o utworzeniu armii polskiej w ZSRR pod dowództwem gen. Władysława Andersa.

Pracująca w Moskwie mieszana komisja wojskowa (w jej skład wchodzili m.in. generałowie Szyszko-Bohusz, Anders, Aleksiej Panfiłow i Gieorgij Żukow) miała m.in. ustalić gdzie przebywają jeńcy wojenni. Sowieci dostarczyli wykaz 1650 oficerów. Na pytanie gdzie znajduje się reszta (polscy wojskowi szacowali, że w sowieckiej niewoli powinno się znajdować 4 – 5 tys. polskich oficerów) Żukow wykręcił się mówiąc, że w związku z działaniami wojennymi trudno ustalić ich losy. Na nic zdawały się wysiłki polskich generałów i ambasadora RP w Moskwie prof. Stanisława Kota, którzy interweniowali w tej sprawie w NKWD i u Stalina. Dyktator utrzymywał, że oficerowie być może zbiegli do znajdującej się pod japońską okupacją Mandżurii; później przekonywał, że mogli zostać zamordowani przez Niemców. Ponieważ NKWD było najsprawniej funkcjonującą instytucją w ZSRR trudno było uwierzyć, że Stalin nic nie wie o losie zaginionych. Poszukiwania zaginionych jeńców dodatkowo skomplikowało ochłodzenie stosunków polsko-sowieckich na początku 1942 roku. Ostatecznie ich los pozostał zagadką do wiosny 1943 roku. 

 

 

 

Ramka 1

 

Pracownik smoleńskiego NKWD Piotr Klimow, w liście do Komisji Rehabilitacji Ofiar Represji obwodu smoleńskiego o rozstrzeliwaniu Polaków w więzieniu wewnętrznym:„W maleńkim pomieszczeniu piwnicznym był właz kanalizacyjny. Ofiarę przyprowadzali i otwierali właz, na jego krawędzi kładli jej głowę i strzelali w tył głowy lub w skroń. [...] Strzelali prawie w każdy Boży dzień od wieczora i wywozili do Kozich Gór, a wracali przed 2 godziną w nocy. [...] Oprócz szofera wyjeżdżało dwóch-trzech ludzi i komendant. [...] Rozstrzeliwali (z tych kogo pamiętam) następujący: Gribow, Stielmach, Gwozdowski, Riejson Karl. [...] Polaków na rozstrzelania przywożono w wagonach, odnogą kolejową na stację Gniezdowo. Ochronę miejsca rozstrzelania pełnił pułk konwojowy NKWD”.(„Moskowskije Nowosti”, 16 IX 1990)

 

 

Ramka 2

 

Relacja profesora Swianiewicza z transportu śmierci:„Gdy mnie już oficjalnie wezwano do transportu, wziąłem worek ze swym nędznym dobytkiem i stawiłem się na wskazane miejsce. [...] Przeprowadzono w sposób dość brutalny, lecz sprawny, bardzo ścisłą rewizję osobistą [...] potem pod o wiele bardziej wzmocnionym konwojem niż ten, do którego byliśmy przyzwyczajeni, odprowadzono nas do ciężarówek, które czekały przed bramą obozu. [...] Przywieziono nas na bocznicę, gdzie czekało już sześć przygotowanych [...] wagonów więziennych. [...] Normalna pojemność przedziału była ośmiu ludzi [...] jechaliśmy wyjątkowo szybko. W brzasku porannym osiągnęliśmy Smoleńsk. [...] Po krótkim postoju pociąg znowu ruszył i po przejechaniu kilkunastu kilometrów, pociąg stanął. Z zewnątrz zaczęły dochodzić odgłosy poruszania się większej ilości ludzi, warkot motoru, urywane słowa komendy. [...] Pod sufitem ujrzałem otwór, przez który można było zobaczyć, co się dzieje na zewnątrz. [...] Przed nami był plac częściowo porośnięty trawą, [...] gęsto obstawiony kordonem wojsk NKWD z bagnetem na broń. Była to nowość w stosunku do naszego dotychczasowego doświadczenia. [...] Z drogi wyjechał na plac pasażerski autobus. [...] Okna były zasmarowane wapnem [...] podjechał tyłem do sąsiedniego wagonu, tak że jeńcy mogli wychodzić bezpośrednio ze stopni wagonu, nie stąpając na ziemię. [...] Po pół godziny autobus wracał, aby zabrać następną partię. [...] Nieco opodal stało duże auto w kształcie czarnego pudła bez okien [...] sławny czornyj woron, czyli „czarny kruk”, którym się przewozi więźniów”.S. Swianiewicz, W cieniu Katynia

 

 

Ramka 3

 

Fragmenty z protokołu przesłuchania emerytowanego kapitana bezpieczeństwa państwowego Dmitrija Tokariewa, w latach 1939 – 1940 roku szefa Zarządu NKWD obwodu kalinińskiego, jednego z kierowników operacji „rozładowania” obozu ostaszkowskiego (przesłuchuje Anatolij Jabłokow, prokurator wojskowy, podpułkownik służby wymiaru sprawiedliwości, 20 marca 1991, Włodzimierz Wołyński):Jabłokow: Dmitriju Stiepanowiczu, w jakim celu – na prośbę Błochina [szef przysłanego z Moskwy oddziału NKWD wykonującego egzekucje w Kalininie – przyp. aut.] – byliście obecni przy badaniach polskich jeńców wojennych przed ich rozstrzelaniem? [...]Tokariew: Gdy porównywano dane personalne w czerwonej świetlicy [...]. Mówiłem nie na prośbę [Błochina – przyp. aut.], lecz weszli do mnie we trzech: Siniegubow, Błochin i Kriwienko. Siedziałem w gabinecie. Cóż pójdziemy, pójdziemy!Jabłokow: Czy to było już w pierwszy dzień?Tokariew: To było już w pierwszy dzień. Tak więc poszliśmy. I wówczas zobaczyłem tę grozę. Przyszliśmy tam. Po kilku minutach Błochin włożył swoją odzież specjalną: brązową skórzaną czapkę, długi skórzany brązowy fartuch, skórzane rękawice z mankietami powyżej łokci. Na mnie to wywarło ogromne wrażenie – zobaczyłem kata!Jabłokow: I tak wszyscy byli ubrani?Tokariew: Nie tylko on. Inni nie mieli stosunku do rozstrzeliwań, tylko on. To najwidoczniej było jego ubranie specjalne. To taki drobiazg, a wywarł na mnie wrażenie.Jabłokow: A co wam powiedzieli? By być obecnym przy przepytywaniach, czy jak stwierdziliście, przy przesłuchaniu?Tokariew: Nie, nikogo nie przesłuchiwał. Pytał tylko: nazwisko, imię, rok urodzenia, na jakim stanowisku pracował. To wszystko, więcej nic – cztery pytania. [...]Jabłokow: Mówicie, że byliście obecni w czasie dwóch – trzech przepytywań, tak? A ilu ludzi przepytaliście wówczas?Tokariew: Tak, ale nie przepytywałem nikogo, tylko jednego chłopaka spytałem: „Ile masz lat?” Powiedział – 18. „Gdzie pełnił służbę?” „W straży granicznej”. Czy się zajmował? Był telefonistą. [...]Jabłokow: A ten chłopiec ze straży granicznej – jaki miał uniform?Tokariew: Moim zdaniem był bez nakrycia głowy. Wszedł i uśmiechał się, tak, chłopiec, zupełny chłopiec, 18 lat, a ile pracował? Zaczął liczyć po polsku – 6 miesięcy. [...](Ministerstwo Sprawiedliwości – Krajowa Prokuratura. Materiały śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej, zeznanie Tokariewa opublikowano w „Zeszytach Katyńskich”, 1994, nr 3, s. 7–71)

 

 

Tomasz Bohun, historyk, redaktor Magazynu Historycznego „Mówią wieki”, zajmuje się dziejami Rosji

 

 

Notatka ludowego komisarza spraw wewnętrznych Berii z 5 marca 1940 roku z propozycją rozstrzelania polskich jeńców wojennych i więźniów NKWD. Na niej oznaczające akceptację podpisy Stalina i członków Biura Politycznego KC WKP(b)

 

Niektórych polskich oficerów przed zabójstwem oprawcy z NKWD krępowali sznurem lub drutem

 

Dacza NKWD w Katyniu – w jej piwnicach prawdopodobnie mordowano Polaków

 

Stacja kolejowa w Kozielsku, przez którą przechodziły transporty polskich jeńców jadących na śmierć do Katynia

 

Plakat kolportowany przez Niemców w okupowanej Europie – tu w wersji francuskiej

« Powrót

Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2022”

Projekt finansowany z budżetu państwa w ramach konkursu Ministra Spraw Zagranicznych RP "Dyplomacja publiczna 2022"

Dofinansowanie 100 000 zł

Całkowity koszt 100 000 zł